WAZL WIESŁAW †
Wiesław Wazl, urodzony 24 lipca 1930 r., zmarł w Krakowie 25 września 2006 r. Miejsce Wiecznego Spoczynku: Cmentarz Rakowicki w Krakowie; kwatera: XXVA, rząd: wsch., miejsce: 4. Związany z Wydawnictwem Myśli Nieinternowanej i KOS. Aresztowany i więziony w 1983 roku. Po zwolnieniu aktywnie działał w strukturach WMN, głównie w Sekcji Specjalnej. Organizował lokale konspiracyjne (często były to pustostany). Brał czynny udział w przygotowaniach do zakłócenia wiecu 1-majowego na Rynku Głównym w Krakowie. Zajmował się też kolportazem w spółpracował z Sekcją Techniczną przy budowie maszyn offsetowych i samoczynnych wyrzutni ulotek.
WIESŁAWOWI
„Był zawsze człowiekiem niepokornym – w dobrym tego słowa znaczeniu. Już jako szesnastoletni chłopiec nie oddał sztandaru harcerskiego, za co został uwięziony przez UB. Równocześnie był niezwykle odpowiedzialny. Będąc licealistą, przejął pełną odpowiedzialność za siebie i swoją chorą matkę. Mając tak wielki obowiązek rodzinny, podjął pracę i jednocześnie studia wieczorowe na Politechnice Krakowskiej. Skończył Wydział Budownictwa Lądowego.
Właśnie mija 50-lecie jego pracy zawodowej jako projektanta konstrukcji budowlanych. Miał na swym koncie około tysiąca realizacji na terenie Krakowa, Śląska oraz Nigerii. Ceniony w środowisku inżynierskim za kompetencje i życzliwość wobec kolegów. Zadziwiał nowatorskim podejściem do projektowania.”
Tymi słowami na Cmentarzu Rakowickim w Krakowie rozpoczęło się pożegnanie Wieśka Wazla, który odszedł od nas w tragicznych okolicznościach 25 września 2006 r.
Poznałem Wiesława w pierwszej połowie 1982 r. na kilka dni przed jego aresztowaniem. Jakimiś kanałami konspiracyjnymi dowiedziałem się, że jest grupa, która pracuje nad tym samym projektem co my, tj. konstrukcją maszyny offsetowej. Spotkałem się z człowiekiem, który wywarł na mnie niesamowite wrażenie. Starszy ode mnie o 25 lat wyciągnął rękę i powiedział po prostu: „Wiesiek jestem”, a następnie jak przystało na inżyniera, bez większych ceregieli rozłożył na stole dokumentację techniczną „Łakomca”. Nazwa Łakomiec nie pochodziła bynajmniej od głośnego wówczas nazwiska ministra finansów, lecz od faktu, że zjadała niesamowite ilości farby (problem ten rozwiązany został w kolejnych generacjach maszyny). W wielu kwestiach była ona zbieżna z dokumentacją stworzoną przez nasz zespół konstrukcyjny. Zawierała jednak jedną genialną rzecz – korbę. Nie posiadała silnika, dzięki czemu była cicha (mogła pracować w M-3), a wydajność maksymalna, którą osiągnęliśmy, wyniosła 2500 korb na godzinę. Rozmowa z Wiesławem była bardzo konkretna. Powiedział: „Mamy prototyp, pracuje fatalnie. Może wspólnie coś z tym zrobimy”. I tak zaczęła się nasza, trwająca ćwierć wieku przyjaźń. W kilka dni później Wiesiek nie przyszedł na spotkanie, a ja dowiedziałem się, że został aresztowany. Ponieważ urwał mi się kontakt również osobą nas poznającą, wydawało się, że znajomość zerwana została bezpowrotnie. Raz jeden podał swoje nazwisko. Niestety, nie zapamiętałem. Zdesperowany na chybił trafił otworzyłem książkę telefoniczną i nagle przed oczami znalazło się: Wazl Wiesław – inżynier, ul. Słomiana… I wówczas przypomniałem sobie jego nazwisko. Poszedłem do automatu telefonicznego i wykręciłem wskazany w książce numer. Dziś już dokładnie nie pamiętam przebiegu rozmowy. Odebrała Krysia (żona), która po kilku zdaniach wyznaczyła mi termin spotkania. Zupełnie niewyobrażalny przypadek. Tak miało być.
Kilkumiesięczne uwięzienie nie złamało Wieśka. Po wyjściu z jednej strony deklarował, że ze względu na Krysię i syna – Wojtka musi wyhamować, z drugiej zaś w pełni angażował się w pracę konspiracyjną i gdzie mógł, tam pomagał. Aby określić Wieśka, cisną się na usta słowa: „człowiek orkiestra”, „omnibus”. Nieprawdopodobna wręcz aktywność i energia. Gdy widzieliśmy się dwa dni przed jego tragiczną śmiercią, uzgadniając kolejny cykl spotkań, stał przede mną ten sam Wiesiek co 25 lat wcześniej. Dla niego czas się zatrzymał.
W czasie jego aresztowania analizowałem akta sprawy i śledziłem jego postawę w śledztwie. Była ona wręcz podręcznikowa. Gdy w 1985 r. zainaugurowaliśmy działanie własnego podziemnego uniwersytetu, każda kolejna grupa młodzieży przed przystąpieniem do udziału w kompletach spotykała się dwukrotnie z Wiesławem, który wprowadzał ich rzeczowo i kompetentnie w arkana potyczek z SB i przygotowywał do godnego zachowania w przypadku wpadki.
Utkwiła mi na całe życie opowieść Wieśka o chwili, gdy funkcjonariusze SB wkroczyli rankiem do jego mieszkania celem aresztowania. Wyrwany ze snu spokojnie zapytał agresywnych SB-eków, w jakiej sprawie przyszli. Nagle zauważył mały karteluszek leżący na krawędzi stołu. Był krótkowidzem (–15 dioptrii), a nie miał założonych okularów. Bez chwili wahania chwycił karteczkę, włożył do ust i przełknął. Jedynym jego problemem był śmiech, który ograniał go na myśl, że wypasione SB-ckie Brysie rzucą się lada moment do gardła, by wyrwać tajemnicę karteczki. Osłupienie było jednak tak wielkie, że spokojnie odczekali, aż Wiesław przełknął karteczkę, a następnie już grzecznie zapytali, co tam było. „Nie wiem” – odpowiedział zgodnie z prawdą Wiesław. W więzieniu szykanowali go szczególnie. Odebrali zdolność widzenia, zabierając okulary. Próbowali zastraszać, pomimo to jego jedyną odpowiedzią było: „Odmawiam składania wyjaśnień”.
Oprócz działalności konspiracyjnej Wiesiek wykazywał nieprzeciętną aktywność zawodową. Jak scharakteryzował go jeden z przyjaciół – współpracujący z nim na co dzień architekt:
„…Gdyby zebrać wszystkie domy, które stoją dzięki Tobie, byłoby to wielkie miasto. Miasto o indywidualnych kształtach i konstrukcji. Miasto Europy i z akcentami Afryki. Gdy inni już dawno zrezygnowali z pracy, Ty dalej tworzyłeś. Nie było dla Ciebie rzeczy niemożliwych, a wiedza Twoja i intuicja zawodowa była równa najnowszym oprogramowaniom komputerowym. W swej pracy byłeś nie tylko konstruktorem, lecz również opiekunem i nauczycielem młodszych konstruktorów i architektów. Ale przede wszystkim człowiekiem, w tej pozornie ścisłej dziedzinie, jaką jest konstrukcja. Znajdowało to odzwierciedlenie zarówno w pracy jak i zainteresowaniach związanych z filmem i fotografią. Ty konstruktor, pochylający się nad kwiatem, by utrwalić go na taśmie filmowej, pełen humanizmu, serca, spokoju i ciepła, absolutnie nie pasowałeś do wzorca przedstawiciela nauk ścisłych. Byłeś człowiekiem renesansu w swej pracy i w życiu na co dzień. Czemu tak szybko nas osierociłeś? Wszak zostało jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Tyle domów i tyle filmów, tylu potrzebujących Twej wiedzy i tylu, których zachwyciłeś swymi filmami... Kto teraz weźmie kamerę, siądzie przy klawiaturze, zmontuje te domy, zmontuje ten film?
Czas zgasił światło w połowie seansu.”
Wieśku, dziękuję Ci za wszystko i wiem, że pamiętając, mogę liczyć na więcej.
Tomasz Gugała