PUBLIKACJE
14-wmn.jpg

BAR WZIĘTY

czyli prawdziwa historia 1 maja 1985 roku w Krakowie


W połowie lat 90. XX wieku mój Ojciec zdecydował się ujawnić konspiracyjną przeszłość z okresu niemieckiej okupacji. Zwlekał z tym 50 lat z uwagi na przynależność do Narodowych Sił Zbrojnych. W szeregach tej formacji uczestniczył w Powstaniu Warszawskim. Gdy w końcu zawiózł do Warszawy opis akcji, w której czynnie uczestniczył, został poinformowany, że wpłynęło już kilkanaście niewiele różniących się opisów, tyle że osoby dokonujące rozbrojenia żołnierza wermahtu w każdym z opisów były różne. Wytłumaczono Ojcu, że po ponad pół wieku wielu świadków akcji rozbrajania – bez złej woli – uwierzyło, że byli uczestnikami, a nie widzami. Podobne przypadki zarejestrowano również w innych opisach akcji powstańczych.

No cóż, pamięć ludzka...

W filmie dokumentalnym Miłosza Horodyskiego „Czerwony Maj”, zrealizowanym przez Telewizję Kraków w 2007 r. na zlecenie TVP2, Krzysztof Kopeć – wówczas członek Konfederacji Polski Niepodległej – relacjonuje akcję rozpędzania wiecu 1-majowego w Rynku Głównym w Krakowie. Ponieważ użył tam słów (00:09:33–00:10:17): „przeprowadziliśmy akcję”, „wyprodukowaliśmy substancję”, „rzuciliśmy kilkanaście ampułek”, zmusił mnie do szczegółowego opisu wydarzeń tamtych dni.

Uprzejmie donoszę, że pomysłodawcą tej akcji byłem ja, a przygotowanie techniczne, logistyczne i samo wykonanie akcji było wyłącznym dziełem Sekcji Specjalnej Wydawnictwa Myśli Nieinternowanej.

Pomysł zrodził się z końcem 1984 r. Zainspirowała mnie udana akcja „Solidarności Walczącej” we Wrocławiu polegająca na zaatakowaniu powracających z akcji ZOMO-wców – któregoś trzynastego. Pomyślałem sobie, że rozgonienie wiecu 1-majowego przy użyciu „śmierdzieli” będzie czymś, czego druga strona się nie spodziewa. Na dodatek można to wykonać bezpiecznie dla uczestników akcji, a wybrana forma jest adekwatna do sytuacji. Myśl o odwecie za pacyfikowane manifestacje 3 maja i 11 listopada miała też swoje znaczenie.

Zwróciłem się za pośrednictwem Wiesława Wazla do chemików na Uniwersytecie Jagiellońskim z zapytaniem, czy można wyprodukować substancję śmierdzącą, która poza smrodem nie będzie powodować uszczerbku osób, które znajdą się w polu rażenia. Indagowana przez Wiesława Teresa Życzkowska udzieliła mu szczegółowego opisu (związki organiczne z rodziny amin, metylo- lub etyloaminy), jednak odmówiła* wykonania i udziału w tak pomyślanej akcji. Ostatecznie związek chemiczny został dostarczony przez chemików Politechniki Krakowskiej (kontakt za pośrednictwem Krystyny Wazl). Konfekcjonowania podjął się Wiesław Wazl, który na balkonie w bloku przy ul. Słomianej 12, gdzie mieszkał, w połowie kwietnia 1985 roku dokonał rozlania substancji do ponad 100 szklanych ampułek. Palnikiem gazowym pozatapiał końcówki. Odebrałem od Wiesława wszystkie ampułki i zawiozłem do Korzkwi pod Krakowem, gdzie zostały zdeponowane u Janusza Macały-Wrześniowskiego. Tam też, na kilka dni przed 1 maja, dokonaliśmy próby działania. Janusz rozbił ampułkę, rzucając ją kilka metrów od siebie, i po chwili zaczął uciekać, z trudem powstrzymując wymioty. Smród narastał w miarę przyspieszania parowania rozlanego płynu. Po kilku minutach próbowałem podejść w to miejsce. Już kilkanaście metrów przed nim zmuszony zostałem do wycofania. Skuteczność preparatu była niebywała. W przeddzień akcji zostały wydane instrukcje dotyczące rozmieszczenia poszczególnych osób oraz sposobów rozbijania ampułek, a także rozdaliśmy wszystkie ampułki w ilości do 5 szt. na osobę. Osobiście forsowałem sposób maskowania, polegający na poprawianiu buta (sznurowaniu) i podkładaniu wtedy ampułki pod stopę. Rozgniatanie następowało w chwili wykonania pierwszego kroku, oddalającego od miejsca rażenia.

W dniu 1 maja 1985 roku do akcji przystąpiło około 20 osób. Nie wszystkim udało się rozbić ampułki. Brakowało doświadczenia i co tu dużo mówić… zimnej krwi. Syndrom złodzieja z gorejącą czapką dotknął kilku osób. Największe oddziaływanie „śmierdzieli” następowało po kilku minutach parowania. Niestety, w tym dniu wiał bardzo silny wiatr i padał deszcz, co w znaczący sposób ograniczyło skuteczność. W sumie zostało rozbitych około 70 ampułek. Efekty były niezadawalające. Tylko w niektórych strefach Rynku zaobserwowaliśmy grupy wiecowników uciekających przed smrodem.

Nie potrafię wymienić wszystkich uczestników akcji. Pamiętam, że wzięli w niej udział m.in.: Irena Molasy, Wiesław Wazl, Władysław Krzek-Lubowiecki, Janusz Macała-Wrześniowski, Michał Garapich, Lech Kołodziejczyk. Tu zwracam się do kolegów o odświeżenie mojej pamięci.

Nie wiem, czy pan Krzysztof Kopeć brał udział w tej akcji. Być może, ponieważ za pośrednictwem Ireny Molasy pozyskaliśmy do akcji kilku młodych ludzi spoza struktur Wydawnictwa Myśli Nieinternowanej. Jeżeli tak, to serdecznie dziękuję i gratuluję. Jednak nawet gdyby tak było, to nie upoważnia do przypisywania zorganizowania i przeprowadzenia tej akcji przez Konfederację Polski Niepodległej lub jej członków.

Osiągnęliśmy jednak inny spektakularny sukces. Około 12. w południe spotkaliśmy się w kilka osób na odprawie podsumowującej w legendarnym Koktajl Barze przy ul. Karmelickiej. Dopiero tam poczuliśmy siłę naszych argumentów. Obserwowaliśmy ze zdumieniem stale powiększającą się wolną przestrzeń wokół nas. W chwilę potem odebraliśmy naszymi przytępionymi receptorami węchowymi, jaka jest tego przyczyna. I tak w miejscu, w którym i godzinne oczekiwanie na stolik było normą, pozyskaliśmy dla siebie wolną strefę kilku stolików. Wszystko dzięki cudownej woni ulatniającej się z podeszw naszych butów.

Cytując wielkiego pisarza – pradziadka współczesnego operetkowego ministra – „Bar wzięty”.

Tomasz Gugała


* Zainteresowanych odsyłam do przesłuchania Teresy Życzkowskiej z 11 września 2012 r. przeprowadzonego w ramach „Śledztwa w sprawie PRL-u”. Numer nagrania 4b/2012, rozdział 7 (00:17:46–00:23:21).


 

Strona używa cookies (ciasteczek). Dowiedz się więcej o celu ich używania i zmianach ustawień. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Czytaj więcej x